Cła Donalda Trumpa – co tak naprawdę oznaczają dla Europy?

Cła Donalda Trumpa – co tak naprawdę oznaczają dla Europy?

Gdy prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump ogłosił wprowadzenie 50-procentowych ceł na towary z Unii Europejskiej, napięcie gospodarcze pomiędzy USA a Europą znów wzrosło. Dla wielu firm – także z Polski – zapaliła się lampka ostrzegawcza. Mimo że decyzja została chwilowo opóźniona, temat pozostaje aktualny i potencjalnie groźny dla eksportu. Co dokładnie zapowiedział Trump? Dlaczego to ważne dla europejskiej – i tym samym polskiej – gospodarki? I jak wygląda sytuacja na dziś?

Co zapowiedział Trump?

W marcu 2025 roku Donald Trump ogłosił wprowadzenie 50-procentowych ceł na szeroką gamę produktów sprowadzanych z Unii Europejskiej. Motywował to nierównowagą handlową i rzekomo niesprawiedliwym traktowaniem amerykańskich firm przez unijny system regulacyjny. Lista towarów miała obejmować zarówno dobra przemysłowe, jak i produkty rolno-spożywcze.

Reakcje w Europie były natychmiastowe – od apeli dyplomatycznych po komentarze ekspertów ostrzegających przed kolejną rundą wojny handlowej. Polski eksport również mógłby ucierpieć, zwłaszcza w sektorach, które dziś z powodzeniem sprzedają do USA.

Na początku kwietnia Trump ogłosił zmianę decyzji – nie wycofał się z pomysłu ceł, ale czasowo opóźnił ich wprowadzenie. Oficjalnie nie podano powodów, ale jak sugerują analizy, za takim ruchem mogła stać presja ze strony amerykańskiego biznesu, który także korzysta z towarów importowanych z Europy. Możliwe też, że był to element szerszej gry politycznej – pokaz siły, ale bez natychmiastowych skutków gospodarczych. Co ważne, cła nie zostały całkiem anulowane, a na razie jedynie przesunięte w czasie. Obecnie według zapewnień amerykańskiego prezydenta mają one wejść w życie 9 lipca. 

Kto straciłby najwięcej i dlaczego Polska też powinna się martwić?

Choć wśród głównych eksporterów z UE do USA wymieniane są Niemcy, Włochy oraz Irlandia, to Polska również ma powody do niepokoju. Nasz eksport do USA systematycznie rośnie – w 2023 roku przekroczył 10 miliardów euro, co stanowiło prawie 3% całości polskiego eksportu. Wśród najważniejszych grup towarowych eksportowanych do Stanów znajdują się m.in.:

  • meble i artykuły wyposażenia wnętrz,
  • części i komponenty przemysłowe,
  • żywność, w tym sery, przetwory mleczne, mięso i przetwory mięsne, czekolada, wyroby cukiernicze, pieczywo oraz wyroby piekarnicze.

Wprowadzenie ceł na poziomie 50% mogłoby oznaczać utratę konkurencyjności, spadek zamówień, a nawet wycofanie się niektórych firm z rynku amerykańskiego. Szczególnie zagrożone byłyby małe i średnie przedsiębiorstwa, które nie mają rozbudowanej sieci eksportowej i działają na jednym lub dwóch zagranicznych rynkach.

Co robi Europa? I czy można się przygotować?

Na razie Unia Europejska unika ostrych reakcji. Po zapowiedzi przez prezydenta Donalda Trumpa wprowadzenia 50-procentowych ceł na towary z Unii Europejskiej Bruksela zdecydowała się na dyplomatyczne działania mające na celu deeskalację napięć handlowych. Przesunięcie terminu wprowadzenia ceł na 9 lipca 2025 roku daje obu stronom dodatkowy czas na negocjacje.

Unia Europejska wyraziła gotowość do przyspieszenia rozmów handlowych, dążąc do osiągnięcia porozumienia. UE nie zależy na eskalacji konfliktu, ale w ramach przygotowań do ewentualnych działań odwetowych rozważała nałożenie ceł na amerykańskie produkty o wartości 95 miliardów euro. Obecnie skupia się jednak na intensyfikacji dialogu z Waszyngtonem. Co chce nim osiągnąć? Po pierwsze zabezpieczyć interesy europejskich eksporterów, a po drugie, utrzymać stabilność transatlantyckich relacji handlowych.

Co dalej?

Eksperci radzą, by firmy uzależnione od eksportu do USA już teraz:

  • analizowały alternatywne rynki zbytu,
  • przygotowały różne scenariusze cenowe i celne,
  • wzmocniły obecność w Europie, Azji lub krajach Bliskiego Wschodu,
  • monitorowały zmiany legislacyjne i możliwe wsparcie unijne dla eksporterów.

Nie chodzi o panikę, ale o czujność. Globalna polityka handlowa już nieraz pokazała, że z pozornie odległych deklaracji rodzą się realne ograniczenia.